Hercules przywrócony do życia. Dziś patrzyłem na niego, na szafie stojącego i nagle postanowiłem. Kupiłem nową tylną obręcz, nową kasetę i nowy łańcuch. 140 złotych zapłaciłem, ale warto było.
Po licznych godzinach spędzonych przy konserwacji napędu oraz wymianie jednego, zajechanego już kółka w wózku tylnej przerzutki, a także wielu godzinach spędzonych na różnych rowerowych forach, postanowiłem zaryzykować i zabrać się Herculesem na krótką wycieczkę po okolicy. Jeden raz objechałem Błonia, następnie ulicą Piłsudzkiego dotarłem na rynek. Tam zrobiłem kółko albo dwa i ulicą Smoleńsk powróciłem do domu.
Poczułem osłabienie kondycji. Po tygodniu nie ruszania dwóch kółek to chyba normalka. Nie wiem, bo od zakupu Herculesa (lipiec tego roku) tak długa przerwa raczej mi się nie zdarzyła. Po powrocie do domu szybka kąpiel, a następnie czyszczenie roweru (głównie napęd). Ponownie pięknie wyczyszczony i nasmarowany, czekać będzie na dzień, kiedy znowu nie wytrzymam siedzenia w domu (myślę, że to już niedługo).
Ze smutkiem napisać muszę, że mój rowerek nie radzi sobie w śniegu, totalnie rozkracza się napęd, więc będę musiał poczekać, aż ten syf zniknie. Do zobaczenia więc.