Krótki wypad. Cóż, te 10 km to nie te same 10, co chociażby jesienią, a ta maksymalna 25 to też nie ta sama.
Fajnie się jechało. Wąska ścieżynka wygnieciona przez ludzi na biegówkach, pieszych i pewnie rowerzystów wymuszała stałą gotowość. Niemniej ubita świetnie, tyle, że bardzo nierówna. Gdy jechałem w pierwszą stronę, biegnąca równolegle asfaltówka nie kusiła mnie ani trochę, ale część drogi powrotnej zrobiłem nią właśnie, bo napęd zaczął znów szaleć (łańcuch przeskakiwał).
Czy (poza zużyciem tylnego wózka) - wpływa na to bardziej obecność śniegu, czy może niska temperatura - nie wiem (może ktoś mnie oświeci w komentarzach). Dodam, że o napęd dbam bardzo. Czyszczę go i smaruję bardzo dokładnie po każdym wyjeździe. Wiosną na pewno wymienię wózek tylnej przerzutki, ale teraz chyba po prostu się nie opłaca (i tak zarżnąłbym go przez zimę).
Po licznych godzinach spędzonych przy konserwacji napędu oraz wymianie jednego, zajechanego już kółka w wózku tylnej przerzutki, a także wielu godzinach spędzonych na różnych rowerowych forach, postanowiłem zaryzykować i zabrać się Herculesem na krótką wycieczkę po okolicy. Jeden raz objechałem Błonia, następnie ulicą Piłsudzkiego dotarłem na rynek. Tam zrobiłem kółko albo dwa i ulicą Smoleńsk powróciłem do domu.
Poczułem osłabienie kondycji. Po tygodniu nie ruszania dwóch kółek to chyba normalka. Nie wiem, bo od zakupu Herculesa (lipiec tego roku) tak długa przerwa raczej mi się nie zdarzyła. Po powrocie do domu szybka kąpiel, a następnie czyszczenie roweru (głównie napęd). Ponownie pięknie wyczyszczony i nasmarowany, czekać będzie na dzień, kiedy znowu nie wytrzymam siedzenia w domu (myślę, że to już niedługo).
Ze smutkiem napisać muszę, że mój rowerek nie radzi sobie w śniegu, totalnie rozkracza się napęd, więc będę musiał poczekać, aż ten syf zniknie. Do zobaczenia więc.