Uszkodzeniu uległ kabelek od licznika i przez parę dni nie miałem głowy do naprawy, więc trochę kilometrów przejechałem bez niego. Myślę, że koło 15 - nie dodaję tej liczby. Nie znam czasu, a nie chcę kombinować.
Okazało się, że trasa z nowego miejsca zamieszkania do pracy zabiera mi w porywach 13 minut. Cholera, przez wszystkie poprzednie dni zapierdalałem do roboty jak pojebany w deszczu, a kiedy wreszcie fajrant, to pogoda cudowna.
W niedzielę śnieg. W niedzielę po południu - piękne słońce. W poniedziałek w drodze do pracy zmokła mi dupa - i zimno dosyć. Dzisiaj rano jeszcze zimniej, ale o 3., gdy wyszedłem z roboty - pogoda przepiękna.
Co ciekawe, jakoś mi nie przeszkadzają te chłody, są niczym w porównaniu z jazdą zimową.
Od wczoraj mieszkam w okolicach Hali Targowej, zmieniła się więc moja trasa. Mam niewątpliwą przyjemność jeździć Karmelicką w stronę pl. Inwalidów. Niesamowite rzeczy się tam (bywa), wyprawia. Dziś prawie mnie potrącił bezmózg włączający się do ruchu z którejś z bocznych uliczek.